top of page

Koncert na dwa basy i altówkę, fragment powieści

 

16 lipca, poniedziałek

 

          godz. 15.25, w pracy Chyba mnie wyleją! I to właśnie teraz, kiedy się wreszcie zaaklimatyzowałam i zaczęło mi się to wszystko podobać.

          Gorąco, tłok, wszyscy poprzebierani. Aktorzy pocą się w zgrzebnych koszulach i kamizelkach z barana, na co wybiega zwykle bardzo opanowana szefowa i z pianą na ustach łapie mnie za rękaw, pokazując na Bogu ducha winnego Murzyna.

          - Kto to jest?!

          - Aktor – odpowiadam zdezorientowana.

          - Do jakiej roli?

          - Julka Bohatyrowicza... – usta mówiły, lecz do mózgu zaczęły dobiegać niepokojące sygnały. – Lat 20, metr siedemdziesiąt, szczupły, miły uśmiech...

          - Przecież on jest czarny!

          - To dyskryminacja! – spróbowałam obrony agresywnej.

          Szefowa złapała głęboki oddech i powiedziała spokojno-syczącym głosem:

          - Czy widziałaś kiedyś czarnego chłopa znad Niemna?

          - Nie... – wycedziłam – ale może dlatego, że ja nigdy nie byłam nad Niemnem. A pani?

          - Nie... – odpowiedziała, zbita z tropu.

          - Czy może więc pani stwierdzić z absolutną pewnością, że nie ma czarnych chłopów nad Niemnem? – Poczułam się, jak Ally McBeal na sali sądowej.

          - Kolorowych – poprawił Murzyn czystą polszczyzną.

          - A poza tym uważam, że wprowadzenie czarnego... przepraszam, kolorowego chłopa, byłoby na pewno ciekawym posunięciem. Dałoby możliwość różnorakich analiz, wprowadziło element zaskoczenia, zaciekawiło...

          - Niemożliwe! – wykrzyknęła szefowa, kompletnie gubiąc maskę opanowania. – Ty to mówisz poważnie!

          Zatoczyła krąg i wpadła do gabinetu, trzaskając drzwiami. Zastygłam w oczekiwaniu na wyrok. Czekałam dobre pięć minut, a ze mną całe biuro. Nikt się nie odzywał, tylko Murzyn, którego broniłam tak zażarcie, poklepał mnie po ramieniu i szepnął do ucha:

          - Mirek jestem. Byłaś naprawdę odważna!

          Po chwili drzwi gabinetu otworzyły się. Szefowa wychyliła głowę. Wszyscy wstrzymali oddech.

          - Czy mówi pan gwarą nadniemeńską? – zwróciła się do Mirka.

          - Naturalnie – odparł z uśmiechem.

          Pauza zawisła w powietrzu.

          - W takim razie góra się zgadza. Zagra pan Julka Bohatyrowicza. Jako symbol!

          Po czym zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów i zamknęła drzwi z hukiem.

          Mogłaby mi powiedzieć, czy jeszcze pracuję. Ta niepewność mnie dobija. Pewnie chce, żebym odpracowała całą dniówkę.

bottom of page